wtorek, 16 kwietnia 2013

Rewolucja według Ailis

Wiem, dawno nie pisałam. Ma to związek z ogromną rewolucją w moim życiu. Otóż podjęłam pracę na etacie, a dodatkowo zapisałam się na kurs organizowany z funduszy Unii Europejskiej, który zakończy się certyfikatem "Samodzielna księgowa". Nagromadzenie obowiązków oraz roczne i bardzo ciekawe świata dziecko nie pozostawiły mi wiele czasu na czytanie i recenzowanie. Zwłaszcza to drugie. Czekają jednak w kolejce recenzje, więc mam nadzieję, że teraz, gdy troszkę sobie wszystko uporządkowałam, trochę się tu znowu ruszy.

Jak widać wracam po długiej przerwie w zupełnie odmienionej formie. Początkowo myślałam, żeby założyć drugiego bloga i prowadzić go Incognito, ale mąż podpowiedział, że ze względu na tematykę lepiej zostać przy adresie, który znają moi znajomi. O co chodzi?

Już w lutym wspominałam Wam, że bardzo zainteresował mnie temat samorealizacji i rozwoju osobistego. Postanowiłam, że podzielę się z Wami tym, jak taka rewolucja będzie przebiegać u mnie. Staram się dążyć do tego, żeby być coraz lepszym pracownikiem, ale również człowiekiem, matką, żoną, gospodynią... Wymaga to sporo pracy i jeszcze więcej motywacji, dlatego nie mam zamiaru kryć się ze swoimi celami, a Wy będziecie mogli na bieżąco obserwować, jak się z nich wywiązuję.

W zakładkach zamieściłam listę 101 w 1001. Jest to dość znana akcja, która polega na wyznaczeniu sobie 101 celów to zrealizowania w 1001 dni. Mogą to być cele najróżniejsze, od bardzo trudnych i wymagających sporego wysiłku, po małe przyjemności, które zawsze chciało się zrobić, ale brakowało na to czasu, energii czy innych czynników. Postaram się na bieżąco odnotowywać postępy w realizacji kolejnych punktów oraz podsuwać Wam rozwiązania, które pomagają mi w mojej rewolucji.

Co Wy na to? Będzie dalej mnie czytać?

środa, 27 lutego 2013

Czas na naukę: Fiszkoteka

Jak to się mawia, na naukę nigdy nie jest za późno. Ostatnio zainspirowały mnie blogi o tematyce samorozwoju oraz samorealizacji. Wraz z nimi natomiast przyszła chęć "przemeblowania" swojego życia. No i pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby w końcu wzięcie się za naukę języków, zwłaszcza, że po szkole nie miałam za bardzo możliwości, by trenować te umiejętności, które już posiadam i nabywać nowe.

Jednak wiadomo, że nie istnieje nauka bez porządnego zaplecza. Książki są spakowane gdzieś na strychu, więc pozostał mi komputer, na szczęście z Internetem. A tutaj mamy kopalnie wiedzy. Mój wybór padł na zachwalany portal Fiszkoteka.pl, oferujący szeroką bazę fiszek online.



Co to są fiszki? Podstawowa definicja mówi, że to małe karteczki, które po jednej stronie mają zapisane pytanie (np. słówko w języku polskim) a po drugiej odpowiedź (to samo słówko w języku obcym). Wspomagają one naukę nowych słówek i wyrażeń w bajecznie prosty sposób, przeglądamy wybrany zestaw tak długo, aż uda nam się przyswoić wszystkie pytania i odpowiedzi, tak by bez zastanowienia na nie odpowiadać.

Fiszki online w Fiszkotece są dokładnie tym samym - tylko w wersji multimedialnej. Poza danym słówkiem, mamy dodany do niego obrazek oraz nagrany dźwięk z poprawną wymową, a często również przykład użycia w zdaniu. Dzięki temu zarówno wzrokowcy, jak i słuchowcy są w prosty sposób przyswoić dany zestaw.

Fiszkoteka poszła jednak krok dalej. Poza przeglądaniem samych fiszek, oferuje szereg innych możliwości. Możemy dane fiszki przeglądać, przepisując jednocześnie dane słówko, by przyswoić jego pisownie. Wybrać z listy czterech odpowiedzi taką którą uważamy za poprawną. Uczyć się fiszek poprzez zaznaczanie opcji wiem/nie wiem oraz wpisywać swoją odpowiedź. Ale UWAGA! Tylko dwie ostatnie opcje są uwzględnione w systemie powtórkowym, który oparty jest na krzywej zapominania, żeby nauka była jak najbardziej efektywna.

 
Sam system jest bardzo intuicyjny. Rejestracja nie zajmuje za wiele czasu i od razu można przystąpić do nauki. Wybrać możemy kursy tworzone przez profesjonalistów, bazy fiszek tworzone przez innych użytkowników albo stworzyć własne, do których następnie zostaną dopasowane nagrania lektora.

Co ciekawe możemy wyszukać fiszek po poziomie nauki języka, pod konkretny egzamin lub z danego rozdziału podręcznika. Możliwości są praktycznie nieograniczone, a sama nauka staje się czystą przyjemnością.

Po opanowaniu danego materiału możemy sprawdzić swoje umiejętności. Możemy w tym celu wygenerować test wyboru lub sprawdzić się grając w memory, gdzie zamiast klasycznych par obrazków mamy dopasować tekst z jego tłumaczeniem.

Muszę przyznać, że jestem oczarowana Fiszkoteką. To moje pierwsze spotkanie z nauką online i od razu sukces. Ogromna baza słówek do nauki, ponad dwadzieścia języków do wyboru oraz przyjemna dla oka i bardzo intuicyjna szata graficzna, sprawiają, że z serwisu korzystać mogą osoby w każdym wieku i o każdym stopniu znajomości języka.

Z Fiszkoteki można korzystać darmowo lub po wykupieniu konta Premium. Daje ono szereg dodatkowych możliwości, takie jak przerzucenie zestawu słówek do pliku MP3, drukowanie fiszek i ściąg czy brak reklam oraz limitów. Warto pamiętać, że dopiero wykupienie pełnego dostępu pozwala na korzystanie w pełni z serwisu. Byłby to spory minus gdyby nie fakt, że miesięczna opłata za konto Premium w przypadku promocji wynosi 9 zł. To chyba nie jest dużo, jak na tak szerokie pole do manewru? Zresztą, jestem zdania, że na nauce nie powinno się oszczędzać, bo ona zawsze się zwróci.

Jedyne czego mogę żałować to fakt, że serwis Fiszkoteka.pl odkryłam tak późno, a tego rodzaju pomoce naukowe nie były dostępne za czasów mojej nauki. Naprawdę tę stronę wraz z całym pakietem możliwości, jaki oferuje, mogę polecić każdemu. Nauka naprawdę może być przyjemna.


wtorek, 26 lutego 2013

Anne Rice "Kara dla Śpiącej Królewny"

Tytuł: Kara dla Śpiącej Królewny
Autor: Anne Rice
Wydawca: Zysk i s-ka
Liczba stron: 256
Kategoria: erotyka
Ocena: 1/6
Wysokość: 1,6 cm


Właściwie nie wiem, co mnie podkusiło, żeby sięgnąć po tę książkę. Chociaż nie... Jednak wiem. Wyzwanie "Trójka e-pik" z tematyką niewolnictwa całkiem intrygujący tytuł. Choć przyznam, że nie wiedziałam czego się spodziewać, a tym bardziej, że to drugi tom. Choć patrząc na prozę Pani Rice, znanej z serii o wampirach na pewno nie tego...

Różyczka, główna bohaterka książki oraz jej ukochany - Tristan, zostają przewiezieni do wioski i sprzedani na licytacji. Po rozkoszach zamku jest to ogromna odmiana. Tutaj natomiast nad jej uległością czuwa zarówno kapitan straży, jak i właścicielka karczmy, która ją wykupiła.

Jeśli ktoś uważa, że seksem i tematyką BDSM i dominacji, wręcz ocieka trylogia o Szarym to bardzo się myli. "Kara dla Śpiącej Królewny" to wymówka na to, by na ponad dwustu stronach zamieścić, jak najwięcej perwersji i seksu. Przyznam szczerze, że po jej przeczytaniu, "dzieło" E.L. James jawi mi się wręcz jako arcydzieło napisane ze smakiem i gustem.

Brak jakiejś mocniej zarysowanej fabuły, chore pomysły oraz płytcy bohaterowie, powinny w zupełności wystarczyć, by przekazać, jak kiepska jest to książka. Dochodzą jednak do tego niesmaczne miejscami opisy życia w wiosce.

Naprawdę, aż szkoda słów. Dlatego na zakończenie powiem tylko, że nie poleciłabym tej książki nikomu. Ani tej, ani żadnej z pozostałych dwóch części. Sama też raczej po nie nie sięgnę. Chyba, że w ramach kary i przymusu... Brrr.



 * * *
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik - powieść z wątkiem niewolnictwa.

wtorek, 19 lutego 2013

Alison Goodman - Eon. Powrót lustrzanego smoka

Tytuł: EON Powrót Lustrzanego Smoka
Autor: Alison Goodman
Wydawca: TELBIT
Liczba stron: 576
Kategoria: fantasy
Ocena: 5+/6
Wysokość: 3,6 cm

Jestem typem osoby, która bardzo wysoko ceni sobie literaturę fantastyczną (nie mylić jednak w moim przypadku z science fiction). Uwielbiam dobrze wykreowany świat, ciekawą intrygę, poruszającą fabułę i głównego bohatera, który od pierwszych stron wzbudza moją sympatię. Takie właśnie fantasy proponuje australijska pisarka Alison Goodman.

Eona poznajemy w przededniu wielkiego wydarzenia. Jest on bowiem jednym z dwunastu kandydatów, którzy startują na ucznia lorda Smocze Oko. Nie jest to jednak jakiś tam przeciętny kandydat. Choć jest mizerny nie ma dwunastu a szesnaście lat, jest kaleką, która według wierzeń przynosi pecha, aha, i jest dziewczyną. A one w Imperium Niebiańskich Smoków nie mogą pełnić tak ważnej roli, jaka przypada tym, którzy zjednoczyli się ze smokami. Wie o tym zarówno sama Eona, jak i jej mistrz, który wybrał ją na nauki. Wiedzą oni również, że to ostatni kandydat mistrza, którego nie będzie stać na kolejnego ucznia. Jednak Eona jest wyjątkowa - widzi wszystkie smoki, nie tylko ascendenta, czyli tego, którego znak zodiaku góruje obecnie na niebie. Jak to w fantasy bywa jednak, wybory na ucznia lorda Smocze Oko to dopiero początek... zarówno przygód, jak i wielkich nadziei oraz bolesnych upadków.

Poza Eonem, czy jak wolicie Eoną poznajemy cały wachlarz intrygujących postaci, wśród których prym wiedzie swego rodzaju ochroniarz - eunuch Ryko oraz jego Pani - Lady Dela, która jest odmieńcem, czyli dla nas transwestytą. Tak więc poza dziewczyną udającą chłopca mamy mężczyznę udającego kobietę oraz takiego, który został pozbawiony swojej męskości. Czy może z tego wyjść coś dobrego? Może! Postaci są fascynujące. Możemy śledzić ich rozterki oraz obserwować, jak wraz z postępem akcji, zmieniają się. Ich wprowadzenie porusza również dość drażliwy temat tolerancji, jak choćby w przypadku Lady Deli, która w jednej części świata była uznawana ze dar z niebios, w innej zaś za cudaka, z którym znajomość przynosi hańbę.

Przyznam, że już dawno nie miałam możliwości czytania tak dobrej powieści ze starego, klasycznego fantasy. Mowa oczywiście o gatunku, bo powieść jest dość świeża - wydana została trzy lata temu. Choć Świat wykreowany przez panią Goodman jest autorskim pomysłem, już na pierwszy rzut oka widać, że garściami czerpała z kultury azjatyckiej, głównie Chin. Zresztą sama się do tego przyznaje. Imperium Niebiańskich Smoków to fenomenalnie stworzona kraina.

Cała powieść jest stworzona ze smakiem i finezją. Alison Goodman to jak najlepszy szef kuchni, który dodaje wszystkiego po trochu, ale w takich proporcjach, by idealnie się ze sobą komponowało, tworząc arcydzieło smaku literackiego.

Nie mam większych zastrzeżeń, co do powieści i polecam ją wszystkim, ale przede wszystkim kobietom, które stronią od fantasy uważając, że tego rodzaju literatura może się podobać jedynie mężczyznom. Autorka przy pomocy swojej bohaterki pokazuje, że jest tutaj też miejsce dla kobiet. A ja sama nie mogę się doczekać, aż moja rezerwacja dojdzie do skutku i otrzymam do czytania drugą część przygód Eony. Polecam!


środa, 6 lutego 2013

Erin Morgenstern - Cyrk nocy

Tytuł: Cyrk nocy
Autor: Erin Morgenstern
Wydawca: Świat Książki
Liczba stron: 432
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/6
Wysokość: 2,7 cm
Wspominałam już nie raz, że oczarowały mnie audiobooki i możliwość "słuchania książek". Nie zwlekając zatem długo sięgnęłam po kolejny tytuł w tej formie. Mój wybór padł na "Cyrk nocy". Powieść ze świetnymi recenzjami, którą bardzo chciałam poznać.

Chandresh Lefevre, ekscentryczny reżyser teatralny, słynie ze swoich nietuzinkowych pomysłów oraz kolacji o północy - przyjęć pełnych niebanalnych gości i również egzotycznych dań. Podczas jednego z takich przyjęć powstaje pomysł stworzenia Le Cirque des Rêves - cyrku snów. Pojawiającego się bez zapowiedzi, otwieranego tylko nocami, miejsca pełnego magii i niesamowitych występów, charakteryzującego się monochromatycznością barw. Niestety, ani twórcy cyrku, ani jego goście, ani nawet spora część z występujących w nim osób, nie zdaje sobie sprawy, że cyrk to tylko przykrywka, dla areny, na której bój toczy ze sobą dwójka, zakochanych w sobie, magików. Zostali oni uwikłani w ten pojedynek bez swojej zgody, na długo przed swoim pierwszym spotkaniem. Nie są oni jednak świadomi, jakie skutki niesie ich walka, ani jaką cenę będą zmuszeni za niego zapłacić.

"Cyrk nocy" to powieść magiczna. Pełna iluzji, nie tylko tworzonych przez dwójkę głównych bohaterów, ale również samą autorkę. Która opisuje swoją historię z pozycji różnych osób, różnych miejsc i w różnym czasie. Nie można jednak powiedzieć, że nie uwodzi i nie czaruje swego czytelnika. Od dość szczegółowych opisów cyrku, opowiadanych z perspektywy czytelnika, poprzez cytaty z dzieł reveurs, czyli fanów cyrku, którzy podążają za nim po świecie, a ich znakiem rozpoznawczym są czarne płaszcze z czerwonymi akcentami, aż do dialogów bohaterów: Celii, Marca, twórców cyrku czy bliźniaków narodzonych w dniu jego premiery - wszystko uwodzi i splata się w niebanalną całość.

Niestety ta zaleta staje się sporą wadą w przypadku audiobooka. wszystko staje się bowiem chaotyczne i wymaga ogromnej uwagi od słuchacza, by nadążać za fabułą, dość mocno rozrzuconą w czasie. Jednak plastyczność języka, jakim posługuje się autorka ma również ogromną zaletę. Wystarczy przymknąć oczy, by widzieć cyrk, jego bohaterów, magiczne namioty...

Sama fabuła naprawdę mnie oczarowała. Cyrk nocy jest naprawdę niesamowity i jako miejsce i jako historia. Gdybym powiedziała, że nigdy nie lubiłam cyrku, skłamałabym. Nie przepadałam za cyrkiem, który przyjeżdżał do mojego miasta, nie znosiłam i właściwie do tej pory nie znoszę klaunów, którzy przyprawiają mnie o gęsią skórkę, ale cyrk w Monako, z którego występy często emitowała telewizja kochałam za jego magię, olbrzymie umiejętności występujących w nim osób oraz niezwykłość. I za to samo, od pierwszych stron pokochałam powieść Erin Morgenstern.

Bohaterowie są niebanalni. Wzbudzają olbrzymią sympatię, a ich losy, i to nie tylko dwójki głównych bohaterów, ale i wielu innych postaci wzruszają i bawią, pochłaniając czytelnika, który przenosi się do cyrku i czuje się z nim związany. Tak, jak jego twórcy, jego aktorzy czy w końcu tak, jak reveurs. Moją sympatię szczególnie wzbudziły młodziutkie i uzdolnione bliźnięta Murray: Szkrab i Gizmo oraz ich znajomy Bailey.

Można jednak miejscami mieć wrażenie, że autorka tak skupiła się na tworzeniu iluzji, że zapomniała o najważniejszym. Fabuła jest, zwłaszcza pod koniec, lekko niedopracowana, sprawiająca wrażenie lekko niechlujnej, zaś głośno obwieszczana miłość między Celią a Marco, objawia się bardziej w aurze elektryczności i wirowania otaczających ich przedmiotów. Brak jej za to w samych wypowiedziach czy działaniach bohaterów. 

Przyznam, że tak, jak w przypadku "Cinder" byłam mile zachwycona lektorką audiobooka, tak Maria Peszek mnie zawiodła. Czytała dość chaotycznie, często w złych i nienaturalnych miejscach robiła pauzy, a jednym słodkim głosem czytała wypowiedzi co najmniej piątki bohaterów. Powinnam zatem stwierdzić, że Le Cirque des Rêves oczarował mnie, mimo usilnych prób lektorki na zepsucie mi odbioru tej powieści. Oceniając jednak samą historię, nie zaś jej wykonanie audio, powieść zdecydowanie zasługuje na uwagę.

"- (...)Biorę fragmenty przeszłości i łącze je w historie. To nie jest takie ważne i nie dlatego tu przyszedłem.
- To jest ważne - przerywa mu mężczyzna w szarym garniturze - ktoś musi opowiadać te historie. Kiedy toczy się boje, wygrywa się je i przegrywa, gdy piraci znajdują swoje skarby, smoki zjadają swoich wrogów na śniadanie i popijają ich filiżanką Lapsang Souchong. Ktoś musi opowiedzieć kawałki ich splątanych opowieści. W tym jest magia. Jest ona w słuchaczu i dla każdego ucha będzie ona inna. I będzie miała na niego wpływ, którego nie da się przewidzieć. Niekiedy nieznaczny, niekiedy ogromny. Możesz opowiedzieć historię, która zagnieździ się w czyjejś duszy, wniknie do krwi, zarazi sobą osobowość, stanie się sensem życia. "


E.L. James "Nowe oblicze Greya"

Tytuł: Nowe oblicze Greya
Autor: E. L. James
Wydawca: Sonia Draga
Liczba stron: 688
Kategoria: Romans, erotyka
Ocena: 1/6
Wysokość: 4,3 cm
Zgodnie z zapowiedzią sięgnęłam po trzeci tom kontrowersyjnej serii "Pięćdziesiąt odcieni". Szczerze mówiąc mam ochotę powiedzieć "Oops, I did it again". Bo o ile druga część była lepsza od pierwszej, o tyle trzecia to powrót dna i trzech metrów mułu. Jednym słowem, fatalna.

Trzecia część zaczyna się tam, gdzie zwykle romanse się kończą, czyli podczas miesiąca miodowego. Christian i Ana stworzyli sobie swego rodzaju "bańkę", w której nie ma trosk dnia codziennego, jest za to dużo seksu i alkoholu. Jednak pragnący się zemścić były szef Any, wyrywa ich z powrotem do realnego życia, stawiając po drodze przeszkody.

Tak, jak w poprzedniej części wątki kryminalne, związane z prześladowaniem i żądzą zemsty, były dobre... w zamyśle, Lecz znowu tendencja Eriki Leonard do spłycania każdej lepszej akcji, za to rozciągania w nieskończoność tych nudnych, mogła zabić całą radość czytania. Przyznam, że tę część czytało mi się najgorzej ze wszystkich. Pierwsza była nowością, a opisy "perwersyjnego bzykanka" (ja serio cytuję to wyrażenie?! Schodzę na psy...) naprawdę potrafiły przyprawić o rumieńce, druga część wprowadzała wielowątkowość i była naprawdę lepsza pod względem stylu. Trójka jednak przedstawia już utarte schematy stosunków głównej pary - byle gdzie, byle kiedy - oni wszędzie i w każdych okolicznościach mogą uprawiać seks. Wszystko to ubrane w znane już wszystkim schematy, które nie wnoszą nic nowego.

Ana Steele, tfu Grey, nadal rozpada się na milion kawałków i szczytuje  na zawołanie. Najgorsze jest jednak to, czego obawiałam się przy sięganiu po drugą część. Wewnętrzna bogini wyczerpała limit swoich umiejętności i w "Nowym Obliczu Greya" nie ujawniała się praktycznie w ogóle, natomiast Podświadomość zakopała się w klasycznej literaturze i ledwo wychylała głowę zza kolejnych "Dzieł zebranych Dickensa". Ogółem koszmar - zabrakło mi ich strasznie, a książka straciła na wartości, której bądź co bądź nie ma za wiele.

Nie wiem, cóż więcej mogę powiedzieć, a czego nie powiedziałam przy poprzednich recenzjach. Trylogia ta jest tragicznie napisana, porusza się wokół ciągle tych samych schematów, a czytając dialogi i opisy hmmm... "uniesień" głównych bohaterów, mamy nieustające wrażenie deja vu. Chciałoby się rzec, na szczęście to już koniec. A patrząc z perspektywy czasu, mogę pokusić się o podniesienie oceny "Pięćdziesięciu twarzy Greya" na dwa, zaś "Ciemniejszej strony..." na słabe trzy, żeby podana przy tej części jedynka miała jakąkolwiek rację bytu. Jestem w stanie zrozumieć, co sprawia, że wszyscy dookoła zachwycają się tą serią. Jednak nie sądzę, by spośród osób, które czytają więcej niż statystyczną jedną książkę rocznie znalazło się choć kilku fanów pisaniny Eriki Leonard. Ja na pewno do nich nie należę.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Bilans styczniowy

Tak, wiem. Mam lekkie spóźnienie, dlatego bilans zamieszczam dopiero dzisiaj. Chwilowo mam małą rewolucję w życiu i mało czasu na bloga zostaje. Ale nie odpuszczę i nadal będą się tu pojawiały notki, choć nie wiem, jak często dam sobie z nimi radę. Myślę, że raz na tydzień to jednak minimum, którego będę się trzymać. Zwłaszcza, jeśli zamierzam trzymać się wyzwania przeczytania tylu stron, żeby mnie przerosły. No dobra, już nie nudzę, ale wrzucam statystyki.

jak blogowe statystyki:
Obserwuje mnie już 40 osób. W tym miesiącu nie będę ukrywać, że postawiłam trochę na promocję Ogrodu w kieszeni, czego efektem jest 3555 wyświetleń strony. Jest to ponad dwa tysiące więcej niż w poprzednim podsumowaniu. Jak zawsze, niezmiennie, dziękuję, że jesteście.

jak ilości

Miałam naprawdę dobry początek, niestety później troszkę zwolniłam, czego efektem jest 5 przeczytanych książek ze 1876 stron. Dziennie to niewiele ponad 60. 

L jak lektury
Styczeń minął pod hasłem "lekkiej" literatury:
E. L. James - "Ciemniejsza strona Greya" (recenzja)
Bua Boonmee - "Miss Bangkok. Wyznania tajskiej prostytutki" (recenzja)
Izabela Degórska - "Pamięć krwi" (recenzja)
Becca Fitzpatrick - "Szeptem" (recenzja)
Pola Pane - "Arisjański fiolet. Cisza" (recenzja)

Na tle innych zdecydowanie wyróżnia się "Arisjański fiolet. Cisza", który wywarł na mnie ogromne wrażenie. 

jak akces w wyzwaniach
Trójka e-pik - zrealizowana w całości
Polacy nie gęsi - 2 książki
Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - 11,65 cm


jak nagrody i wyróżnienia
Po raz pierwszy trafiłam do pierwszej trójki w wyzwaniu Sardegny "Trójka e-pik". Z konkursami na razie się wstrzymalam, bo cierpię na chroniczny brak czasu. 

jak szkic na następny miesiąc
Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać jak najwięcej, choć ciężko robić jakiekolwiek plany. Na pewno nadrobię moje słuchanie i postaram się w lutym zamieścić recenzje dwóch kolejnych audiobooków.