Tytuł: Włoskie szaleństwo
Autor: Meg Cabot
Wydawca: Wydawnictwo Amber
Liczba stron: 221
Kategoria: Literatura kobieca
Ocena: 4/6
Pamiętam, że jak byłam młodsza uwielbiałam powieści Meg Cabot. Zawsze lekkie, łatwe i przyjemne, wręcz idealne na długie jesienno-zimowe wieczory. Dlaczego więc do niej nie wrócić? tym razem postanowiłam jednak sięgnąć po Meg Cabot w dorosłym wydaniu, czyli nie książkę dla nastolatek, a pisaną z myślą o starszej grupie docelowej.
Mimo, że powieść opowiada o zakochanych: Marku i Holly jest pisana z perspektywy osoby trzeciej - Jane. Młodzi bowiem postanawiają wbrew swoim rodzicom i religijnym barierom pobrać się. W tym celu uciekają do Włoch. Jane ma zostać ich druhną, a w prezencie ślubnym postanawia im podarować dziennik z ich szalonej wyprawy. Jako fanka romantycznej miłości nie może ścierpieć druha Marka - Cala, który nie wierzy w instytucję małżeństwa, a za punkt honoru postawił sobie uświadomienie przyjacielowi, że ślub to nie jest dobry pomysł.
"Włoskie szaleństwo" jest napisane w formie dziennika, przeplatanego mailami, które wysyła do siebie zarówno czwórka przyjaciół, jak i ich rodzina. Niektórych taka odmiana może odstraszyć, ale wbrew pozorom czyta się to w bardzo przyjazny sposób, a wiadomości otrzymywane przez bohaterów pozwalają na poznanie ich bliskich. Osobiście bawiłam się przednie, jak w każdym kolejnym mailu od matki Jane, była ona informowana o coraz bardziej śmiesznych wypadkach swojego taty. :)
Z góry jednak pragnę uprzedzić, zwłaszcza jeśli ktoś nie zna twórczości autorki, powieść ta nie zawiera żadnych wygórowanych form. I nie warto na nią patrzeć inaczej niż na takie sobie czytadło idealne do odstresowania się. Ot, zabawna historyjka, w dodatku od pierwszych stron wybitnie przewidywalna. Jednak ma swój niewątpliwy urok. Jest humorystyczna i zabawna. Troszkę drażni fakt, że główna bohaterka - Jane, często pisze swój dziennik, jakby miała kilkanaście lat, nie zaś podane w tekście 30. W gruncie rzeczy w niektórych swoich zachowaniach, a przede wszystkim swoim stylem przypomina Mię - tytułową bohaterkę "Pamiętnika księżniczki".
Jak dla mnie był to miły powrót do czasów dzieciństwa, gdy z wypiekami na twarzy, pochłaniałam kolejne czytadło dla nastolatek. I naprawdę nie żałuję tych kilku godzin leniwego sobotniego wieczoru, które spędziłam z "Włoskim szaleństwem". Nie sądzę jednak, żeby ta powieść utkwiła komukolwiek na dłużej w pamięci. Ot, powiastka na odstresowanie, którą miło się czyta, ale zapomina wraz z przeczytaniem ostatniego zdania.
---
"Włoskie szaleństwo" przeczytałam jako trzecią pozycję październikowej "Trójki e-pik" - wyzwania organizowanego przez Sardegnę.
Takie lekkie i niezbyt ambitne lektury też są bardzo potrzebne - zwłaszcza wtedy, gdy nawet pogoda potrafi przygnębić :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o autorkę, wieki temu czytałam serię Pośredniczka i wspominam ją nie najgorzej ;))
Dokładnie o to mi chodzi :) a Meg Cabot ma miły, lekki styl, co sprawia, że ciężko ją źle wspominać. Chyba, że nastawisz się na coś poważnego. Nie znam żadnej powieści tej autorki, która byłaby poważna.
UsuńMoże na chwilę obecną niekoniecznie, ale czasem sięgam po taką literaturę, więc kiedyś na pewno :)
OdpowiedzUsuńJa lubiłam cykl Pośredniczka :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że Pośredniczka jest fantastyczna, choć jak czytałam książki Meg Cabot to nie wiedziałam, że to są cykle :) brałam wszystko z półki - jak leci.
Usuń