Tytuł: Kancelaria
Autor: John Grisham
Wydawca: Albatros
Liczba stron: 512
Kategoria: Thriller prawniczy
Ocena: 2+/6
Długo się męczyłam z tą powieścią i kilka razy miałam ochotę rzucić ją w kąt. Niestety nie potrafię przerwać w połowie, więc jakoś dotrwałam do końca, czego efektem jest poniższa notka. Nie wymagajcie jednak ode mnie, żeby była długa. Naprawdę nie wiem co powiedzieć o "Kancelarii".
David Zinc ma dość pracy w korporacji prawniczej, zwłaszcza, że polega ona na pracy po kilkanaście godzin na dobę. Ma jej na tyle dosyć, że któregoś dnia po prostu ucieka. Dziwnym zbiegiem okoliczności trafia do małej kancelarii, którą jej właściciele nazywają butikiem. Zajmują się głównie odszkodowaniami z wypadków i rozwodami. Kolejny splot losów sprawia, że podejmują się sprawy o odszkodowanie za szkodliwy dla zdrowia lek na obniżenie poziomu cholesterolu. Ogromny pozew zbiorowy, chęć podłączenia się pod dużą i doświadczoną kancelarię, a przede wszystkim wizja ogromnych pieniędzy, które są na wyciągnięcie ręki, sprawiają, że mimo doświadczenia partnerzy chcą spróbować swego szczęścia. Niestety wszystko się komplikuje.
Thriller prawniczy... Ten gatunek uwielbiam. Kocham to napięcie właściwe dla tego rodzajów powieści, kocham czytać o rozprawach sądowych... Niestety w "Kancelarii" napięcia mi zabrakło. A rozprawa owszem była, ale dłuuugo musiałam na nią czekać. Poza tym brakło typowych dla gatunków, ale jednak zaskakujących zwrotów akcji. Samej intrydze oraz fabule nie mam jednak nic do zarzucenia. Gorzej z postaciami.
Bohaterowie są w porządku, przynajmniej jeśli mowa o dwóch wspólnikach: Finleyu i Figgu, z których każdy ma własne problemy oraz pragnienia. Jednak co do głównego marzenia to mam mieszane uczucia. Dla mnie został przedstawiony jako ofiara losu, która się poddaje i zdecydowanie bierze pracę poniżej wszelkich ambicji, godności czy oczekiwań. Niby zostało to wyjaśnione, niby z biegiem czasu zaczyna się poprawiać i ewoluować, ale drugoplanowa postać jego żony miała dla mnie więcej charakteru niż on. W dodatku nie wzbudził we mnie pozytywnych emocji.
Język powieści jest dość prosty, miło się czyta. Ze względu na brak doświadczenia bohaterów w tego rodzaju sprawach, jakiej się właśnie podjęli, wszystkie wyrażenia z żargonu prawniczego są ładnie wyjaśnione. Grisham nie zostawia nierozwiązanych wątków. Wszystko ładnie prowadzi do epilogu, który spina powieść w całość, nie zostawiając miejsca na domysły i niedopowiedzenia.
"Kancelaria" jest powieścią poprawną. Jednak zdecydowanie czegoś mi zabrakło, a przyjemność z jej czytania ujawniła się dopiero na ostatnich stu stronach. Muszę brać pod uwagę, że mój charakter nie pozwala mi na porzucenie niedoczytanej książki. Obawiam się jednak, że dla osób o mniejszym samozaparciu ostatnie sto stron to trochę za mało i co niektórzy mogą do nich nie dotrwać. Dlatego też "Kancelarii" nie mogę ocenić na wyżej niż 2+, mimo jej całkowitej poprawności. Jednak Grishamowi dam jeszcze szansę, ale sięgnę po którąś z jego starszych powieści. Może po napisaniu ponad dwudziestu różnych pozycji po prostu się wypalił?
Książki Grishama ciągle gdzieś biegają mi przed oczami, ale żadna jeszcze nie trafiła na moją półkę. Może kiedyś się w końcu to zmieni?:)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora, ale może ta będzie pierwsza :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńOj słabiutka ocena! Dobrze, że ostrzegasz przed tą książką! w takim razie nie będę na nią tracić czasu:)
OdpowiedzUsuńnie miałam w planach i chyba dobrze :)
OdpowiedzUsuńDosyć niska ocena, a miałam tę książkę w ręku podczas ostatniej wizyty w bibliotece. Grishama lubię, nie wszystkie jego książki pamiętam co prawda, ale ostatnia zagościła w mojej pamięci na dłużej. Czytałam 'Zeznanie' i bardzo przypadła mi do gustu. Jeśli nie czytałaś, to polecam, być może Ci się spodoba? ;)
OdpowiedzUsuń