czwartek, 29 listopada 2012

E. L. James "Pięćdziesiąt twarzy Greya"


Tytuł: Pięćdziesiąt twarzy Greya
Autor: E L James
Wydawca: Sonia Draga
Liczba stron: 608
Kategoria: Romans
Ocena: 1/6

Seria "Pięćdziesiąt odcieni" bombardowała mnie z każdej strony: recenzje blogowe, wywiady w telewizji i prasie, okrzyki o fenomenie czy nawet posty znajomych zauroczonych tymi książkami. Musiałam sprawdzić na własnej skórze z czym to się je. Czuję jednak, że moja recenzja nic nowego do tematu nie wniesie.

Zapewne większość z Was słyszała już o Erice Leonard, która zakochana w "Zmierzchu" zaczęła pisać opowiadania fan fiction, które stały się pierwowzorem "Pięćdziesięciu twarzy Greya". W krótkim zarysie książka opowiada o Anastasii Steele, która poproszona o zastępstwo przez swoją przyjaciółkę, jedzie przeprowadzić wywiad z Christianem Greyem - przedsiębiorcą odnoszącym olbrzymie sukcesy. Niezadowolona ze spotkania z tym intrygującym mężczyzną stara się o wszystkim zapomnieć, gdy biznesmen znów staje na jej drodze, proponując kolejne spotkanie. Ana odkrywa, że po raz pierwszy w życiu pociąga ją jakiś mężczyzna, niestety aby z nim być musi zgodzić się na pewien perwersyjny układ.

Przyznam szczerze, że jak na romans czy nawet erotyk, jak niekiedy klasyfikowana jest ta książka, ja miałam z niej niezłą komedię, zaśmiewając się do łez. Niestety nie ze względu na dowcip autorki, lecz raczej przez brak umiejętności warsztatowych, który bija z każdej strony powieści. Choć imiona bohaterów zostały pozmieniane, na każdym kroku widać próby wzorowania się na pierwowzorach ze Zmierzchu, czyli Belli i Edwardzie. O ile Edward, znaczy Christian jest dość ciekawą postacią, tak Ana jest całkowicie przerysowana. Tak jak poprzedniczka jest nieświadoma własnej wartości, niezdarna i co chwilę przygryza wargę - co akurat nawiązuje do filmowej adaptacji Sagi i Kristen Stewart, która w większości swoich filmów powtarza właśnie taką czynność. Jednak nie o Zmierzchu i aktorach mowa. Ana w przeciwieństwie do Belli nie zachwyca się swoim obiektem uczuć na każdej stronie - ograniczyła się do co piątej, zwłaszcza na początku książki.

Słownictwo zastosowane w powieści to temat na specjalne wyróżnienie. Początkowo myślałam, że wszystkie kwiatki językowe, takie jak "kurka wodna", "O święty Barnabo" i inne to wymysł tłumaczki, jednak po zajrzeniu do oryginału okazało się, że to twory autorki, z tym, że w oryginalne zamiast Barnaby był "holy Moses", a "kurka wodna" jawiła się jako "holy cow". Gdyby Ana podczas scen "łóżkowych" wzywała Mojżesza byłoby jeszcze gorzej, więc zdecydowałam się zaakceptować już tego Barnabę. Podczas czytania powieści doskonale widać ubogie słownictwo autorki, której gdy brakowało synonimów używała notorycznie tych samych wyrażeń. Brawo za próby stylizacji językowej w przypadku Christiana, niestety tylko próby, bo całość kompletnie nie trzymała się kupy. W przeciwieństwie do innych recenzentów, pragnę pogratulować tłumaczce, która bełkot Eriki Leonard zmieniła w coś, co da się czytać. Nie należy jej winić, bo bzdurność tej książki objawia się już na kartach oryginału.

Muszę przyznać, że kwiatki językowe i rozlatywanie się Any "na milion kawałków" nie rozbawiły mnie tak mocno, jak wykryte i nieleczone rozszczepienie jaźni. Główna bohaterka występuje bowiem w trzech postaciach: swojej ludzkiej, w formie podświadomości i... wewnętrznej bogini. Zwłaszcza ta ostatnia wprowadza niesamowity wątek komediowy, gdy po usłyszeniu komplementów zaczyna tańczyć sambę, marengo czy baletowe piruety. Podświadomość ma natomiast bardziej zwierzęcą formę i w chwilach, gdy jest potrzebna i tak kryje się za meblami. To właśnie one oraz "mrożący krew w żyłach" wypadek rowerowy, spowodowały w moim przypadku najbardziej niekontrolowane wybuchy śmiechu.

Skoro książka jest uważana za erotyk nie może zabraknąć recenzji scen "z pieprzem". W przypadku "Pięćdziesięciu twarzy Greya" jednak tego pieprzu jest jak na lekarstwo. Dodatkowo perwersje, które są tak szeroko rozreklamowane w przypadku tej powieści nie są specjalnie odkrywcze i ma się wrażenie, że to wszystko już gdzieś było.

Całość powieści czyta się jednak zaskakująco dobrze. Dobrze - w sensie szybko i bez większego wysiłku umysłowego. I właściwie to jedyna zaleta "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Muszę przyznać, że już dawno nie czytałam czegoś aż tak fatalnego. Co najśmieszniejsze, ciągnie mnie jednak by przeczytać kontynuacje. Może właśnie na tym polega jej fenomen? E.L. James otrzymuje mizerny jeden punkt, gdyż każda inna ocena będzie zdecydowanie krzywdząca dla innych, nisko ocenionych przeze mnie książek. Nieukrywanie czytany ostatnio Grisham ma zdecydowanie lepszy warsztat autorski od kury domowej, która wzięła się za pisaninę, bo zabrakło jej scen dla dorosłych w książce przeznaczonej dla nastolatek...

9 komentarzy:

  1. tak jak piszesz, głośno o książce - może kiedyś ją przeczytał, ale nie szczególnie mnie przekonuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostrzegam: książka odmóżdża, więc czytasz na własne ryzyko :)

      Usuń
  2. Treść i język tej książki tak mnie irytowały, że nawet nie miałam siły śmiać się z ich "geniuszu"... Beznadziejna "powieść"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście wiedziałam czego się spodziewać, więc podeszłam z odpowiednim nastawieniem, ale gdybym w ciemno kupiła tę książkę byłabym wściekła, że wydałam na coś takiego pieniądze.

      Usuń
  3. :)
    z maluchem nie jest źle..chociaż jest bardzo absorbujący (pewnie wiesz jak to jest)
    Mieliśmy chrzciny i stąd taka cisza u mnie na blogu - najpierw przygotowania, zakupy, sprzątanie, sama impreza, a potem po imprezie też porządki. Jeszcze byli goście przyjezdni, więc nie było czasu, żeby na blogu coś zrobić. Ale wracam :)
    A jak u Ciebie? Jak godzisz książki i opiekę nad maluszkiem? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że z biegiem czasu jest coraz lepiej. Synek ma roczek i choć w dzień śpi tylko pół godziny do godzinki to jak kładziemy go po 19 tak śpi do 7 rano, więc czytam głównie wieczorami. W listopadzie takie pustki u mnie na blogu, bo jak pisałam na początku miesiąca zebrała mi się i impreza z okazji pierwszych urodzin maluszka i przeprowadzka do nowego miejsca. Na szczęście już wychodzimy na prostą :)

      Usuń
    2. Pięknie Ci Maluch sypia :) Mój jeszcze mi robi pobudki w nocy (jedną do dwóch). I ja czytam wieczorami, bo w dzień ganiam za synkiem :) Myślę, że będzie coraz lepiej z naszym wolnym czasem :)

      Usuń
  4. Kolejna miażdżąca recenzja :)

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie komentarza zawierające treści obraźliwe lub wulgarne będą usuwane. Nie omieszkam wyrzucić również spamu, który nic nie wnosi do komentowanej notki, poza podaniem linku zwrotnego.