środa, 17 października 2012

Margaret Mitchell "Przeminęło z wiatrem"


Tytuł: Przeminęło z wiatrem
Autor: Margaret Mitchell
Wydawca: Wydawnictwo Czytelnik
Liczba stron: 1147 (w trzech tomach)
Kategoria: Romans historyczny
Ocena: 5/6

 
Świadomość o tym, że „Przeminęło z wiatrem” istnieje, choć go nie przeczytałam, miałam od bardzo dawna. Jednak jakoś nie mogłam się za nie zabrać. I tak żyliśmy obok siebie przez kilka lat – aż do ostatniej wizyty w Bibliotece Osiedlowej. Akurat był tydzień książek zakazanych i z tej okazji powstała wystawka. Wśród wyeksponowanych powieści znalazło się „Przeminęło z wiatrem” (dla ciekawskich: zakazane w latach 1978 – 84 w amerykańskich szkołach, głównie ze względu na rasistowski język). Choć miałam już w ręce coś zupełnie innego stwierdziłam, że spróbuję, zwłaszcza, że to przecież jedna z powieści z listy BBC. 

W ten dość pokrętny sposób, przeniosłam się na Południe, do XIX wiecznej plantacji, zwanej Tarą. Należy ona do krzepkiego Irlandczyka – Geralda O’Hary, choć każdy wie, że jest ona zarządzana przez jego żonę – Ellen. Spośród ich trzech córek prym wiedzie szesnastoletnia Scarlett - śliczna, choć zadufana w sobie dziewczyna, która mimo wielu wielbicieli jest zapatrzona w Ashleya. Gdy ten postanawia ożenić się z inną - Melanią, Scarlett jest zrozpaczona. Świadkiem jej wybuchu jest Rett Butler – człowiek o nienajlepszej opinii wśród szanujących się rodzin Południa. By zmazać z siebie tę kompromitację Scarlett wychodzi za brata wybranki Ashleya. Jej małżeństwo nie trwa jednak długo, gdyż wybucha wojna, w której ginie jej mąż. Scarlett O’Hara musi szybko dorosnąć i poradzić sobie ze zmieniającą się rzeczywistością. Obraz plantacji i pracujących na niej czarnych niewolników odchodzi w dal, a w koło snują się śmierć, głód i zniszczenie…
Na Boga! Nie mam pojęcia, kto nazwał „Przeminęło z wiatrem” romansem historycznym. Miałam okazję przeczytać ich kilka w życiu i nie dorastają one tej powieści do pięt. Dla mnie jest to raczej powieść obyczajowa z romansem w tle. Gdyż na pierwszy plan wysuwa się niezmiennie obraz elity Południa, która zostaje przerzucona do zupełnie różnych realiów, a osoby wychowane na damy i dżentelmenów muszą poradzić sobie w tej nowej rzeczywistości. Jest to oczywiście wojna secesyjna oraz następująca po niej rekonstrukcja. Nie spodziewałam się, że jestem aż taką ignorantką, ale o secesji i wyzwoleniu Murzynów przed „Przeminęło z wiatrem” wiedziałam tylko tyle, że były. Duże brawa dla pani Mitchell, bo jej opis wojny pokrywa się w dużej mierze z notami historycznymi, a do tego udało jej się osadzić w tych realiach jej bohaterów.

Właśnie, bohaterowie to temat na kolejne oklaski dla autorki. Z zegarmistrzowską precyzją zagłębiła się ona w istotę ich życia. Postacie są dopracowane i podczas czytania może się zdawać, że takie osoby faktycznie niegdyś żyły. Czytając powieść nie raz wściekałam się, jak można być taką (przepraszam za określenie) idiotką, jaką była Scarlett O’Hara. Owszem silna kobieta, pełna odwagi i zawsze dążąca do celu, ale nie zauważała rzeczy, dla innych, zwłaszcza czytelnika, oczywistych. Rett Butler – dżentelmen skryty pod maską łotra, Ashley Wilkes – słabeusz skryty pod maską dżentelmena oraz Melania Wilkes – dama w każdym calu. Są to postacie stworzone doskonale i naprawdę, chciało mi się śledzić ich losy.

Powieść „Przeminęło z wiatrem” ma już swoje lata, ale nie ciążyło to specjalnie podczas czytania. Jest napisana łatwym w zrozumieniu językiem, a wszelkie niezrozumiałe zwroty, związane z czasami secesji są od razu wyjaśniane. To, co mogło ciążyć to odrobinę przydługie opisy w niektórych miejscach. Osobiście wściekałam się, gdy przez kolejne cztery strony Scarlett, rozmyślając powtarzała jedno i to samo. W takich chwilach miałam ochotę odłożyć książkę i zająć się czymś bardziej konstruktywnym. Jednak warto było to przeczekać, dla mistrzowskich dialogów Scarlett i Retta, które czytało się z zapartym tchem. Ciążyła mi również masa błędów wydawniczych – sporo zjedzonych przecinków i literówek, które zawsze mnie nękają, rzucając się w oczy. Jednak nie mogło to zaważyć na mojej ocenie. 

Powieść faktycznie warta jest przeczytania, aby móc wyrobić sobie o niej własne zdanie. Dla mnie jednak zasługuje na maksymalnie na piątkę. Zabrakło mi tego „czegoś”, co cechuje wybitne lektury, nawet jeśli nie znalazły się one na liście „książek, które należy przeczytać przed śmiercią”. 

Na koniec mały bonus: Powieść została napisana w roku 1936, w USA, więc czemu ten cytat jest taki prawdziwy:

"Koleje należące do stanu przynosiły niegdyś wielkie dochody, ale teraz pracowały z deficytem i długi ich sięgały miliona. Nie były to już właściwie koleje. Było to olbrzymie koryto bez dna, w którym nurzały się i babrały świnie."
(Przepraszam, nie mogłam się oprzeć)

5 komentarzy:

  1. Ja jeszcze po książkę nie pokusiłam się sięgnąć. Póki co był film. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie jeszcze filmu nie widziałam, ale słyszałam same pochlebne opinie, więc chyba muszę go obejrzeć.

      Usuń
  2. Moja mama uwielbia ekranizację "Przeminęło z wiatrem", więc nieraz i ja zerkałam na telewizor. Co prawda, nie pamiętam, czy kiedykolwiek obejrzałam ten film od początku do końca, ale na pewno kiedyś to zrobię, a do książek na pewno przysiądę się za jakiś czas. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie byłoby łatwiej gdyby film nie trwał czterech godzin... Dla mnie to spory problem. A powieść mimo wszystko polecam. Rett jest tego wart ;)

      Usuń
  3. Głupie bajki,biali na poludniu byli nieskazitelni,a murzyni szczęsliwi że sa niewolnikami u tak wspaniałych ludzi.Nic o nieludzkim traktowanu czarnych,sprzedawanych na targach jak zwierzęta,bitych ,zabijanych,płodzeniu dzieci z murzynkami przez białych panów.Zdecydowanie wole "Korzenie".

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie komentarza zawierające treści obraźliwe lub wulgarne będą usuwane. Nie omieszkam wyrzucić również spamu, który nic nie wnosi do komentowanej notki, poza podaniem linku zwrotnego.