Tytuł: Przeminęło z wiatrem
Autor: Margaret Mitchell
Wydawca: Wydawnictwo Czytelnik
Liczba stron: 1147 (w trzech tomach)
Kategoria: Romans historyczny
Ocena: 5/6
Autor: Margaret Mitchell
Wydawca: Wydawnictwo Czytelnik
Liczba stron: 1147 (w trzech tomach)
Kategoria: Romans historyczny
Ocena: 5/6
Świadomość o tym, że „Przeminęło z wiatrem” istnieje, choć
go nie przeczytałam, miałam od bardzo dawna. Jednak jakoś nie mogłam się za nie
zabrać. I tak żyliśmy obok siebie przez kilka lat – aż do ostatniej wizyty w
Bibliotece Osiedlowej. Akurat był tydzień książek zakazanych i z tej okazji
powstała wystawka. Wśród wyeksponowanych powieści znalazło się „Przeminęło z
wiatrem” (dla ciekawskich: zakazane w latach 1978 – 84 w amerykańskich
szkołach, głównie ze względu na rasistowski język). Choć miałam już w ręce coś
zupełnie innego stwierdziłam, że spróbuję, zwłaszcza, że to przecież jedna z
powieści z listy BBC.
W ten dość pokrętny sposób, przeniosłam się na Południe, do
XIX wiecznej plantacji, zwanej Tarą. Należy ona do krzepkiego Irlandczyka –
Geralda O’Hary, choć każdy wie, że jest ona zarządzana przez jego żonę – Ellen.
Spośród ich trzech córek prym wiedzie szesnastoletnia Scarlett - śliczna, choć
zadufana w sobie dziewczyna, która mimo wielu wielbicieli jest zapatrzona w
Ashleya. Gdy ten postanawia ożenić się z inną - Melanią, Scarlett jest
zrozpaczona. Świadkiem jej wybuchu jest Rett Butler – człowiek o nienajlepszej
opinii wśród szanujących się rodzin Południa. By zmazać z siebie tę
kompromitację Scarlett wychodzi za brata wybranki Ashleya. Jej małżeństwo nie
trwa jednak długo, gdyż wybucha wojna, w której ginie jej mąż. Scarlett O’Hara
musi szybko dorosnąć i poradzić sobie ze zmieniającą się rzeczywistością. Obraz
plantacji i pracujących na niej czarnych niewolników odchodzi w dal, a w koło
snują się śmierć, głód i zniszczenie…
Na Boga! Nie mam pojęcia, kto nazwał „Przeminęło z wiatrem”
romansem historycznym. Miałam okazję przeczytać ich kilka w życiu i nie
dorastają one tej powieści do pięt. Dla mnie jest to raczej powieść obyczajowa
z romansem w tle. Gdyż na pierwszy plan wysuwa się niezmiennie obraz elity
Południa, która zostaje przerzucona do zupełnie różnych realiów, a osoby
wychowane na damy i dżentelmenów muszą poradzić sobie w tej nowej rzeczywistości.
Jest to oczywiście wojna secesyjna oraz następująca po niej rekonstrukcja. Nie
spodziewałam się, że jestem aż taką ignorantką, ale o secesji i wyzwoleniu
Murzynów przed „Przeminęło z wiatrem” wiedziałam tylko tyle, że były. Duże
brawa dla pani Mitchell, bo jej opis wojny pokrywa się w dużej mierze z notami
historycznymi, a do tego udało jej się osadzić w tych realiach jej bohaterów.
Właśnie, bohaterowie to temat na kolejne oklaski dla
autorki. Z zegarmistrzowską precyzją zagłębiła się ona w istotę ich życia.
Postacie są dopracowane i podczas czytania może się zdawać, że takie osoby
faktycznie niegdyś żyły. Czytając powieść nie raz wściekałam się, jak można być
taką (przepraszam za określenie) idiotką, jaką była Scarlett O’Hara. Owszem
silna kobieta, pełna odwagi i zawsze dążąca do celu, ale nie zauważała rzeczy,
dla innych, zwłaszcza czytelnika, oczywistych. Rett Butler – dżentelmen skryty
pod maską łotra, Ashley Wilkes – słabeusz skryty pod maską dżentelmena oraz
Melania Wilkes – dama w każdym calu. Są to postacie stworzone doskonale i
naprawdę, chciało mi się śledzić ich losy.
Powieść „Przeminęło z wiatrem” ma już swoje lata, ale nie
ciążyło to specjalnie podczas czytania. Jest napisana łatwym w zrozumieniu
językiem, a wszelkie niezrozumiałe zwroty, związane z czasami secesji są od
razu wyjaśniane. To, co mogło ciążyć to odrobinę przydługie opisy w niektórych
miejscach. Osobiście wściekałam się, gdy przez kolejne cztery strony Scarlett,
rozmyślając powtarzała jedno i to samo. W takich chwilach miałam ochotę odłożyć
książkę i zająć się czymś bardziej konstruktywnym. Jednak warto było to
przeczekać, dla mistrzowskich dialogów Scarlett i Retta, które czytało się z
zapartym tchem. Ciążyła mi również masa błędów wydawniczych – sporo zjedzonych
przecinków i literówek, które zawsze mnie nękają, rzucając się w oczy. Jednak
nie mogło to zaważyć na mojej ocenie.
Powieść faktycznie warta jest
przeczytania, aby móc wyrobić sobie o niej własne zdanie. Dla mnie jednak
zasługuje na maksymalnie na piątkę. Zabrakło mi tego „czegoś”, co cechuje
wybitne lektury, nawet jeśli nie znalazły się one na liście „książek, które
należy przeczytać przed śmiercią”.
Na koniec mały bonus: Powieść została napisana w roku 1936, w USA, więc czemu ten cytat jest taki prawdziwy:
(Przepraszam, nie mogłam się oprzeć)
"Koleje należące do stanu przynosiły niegdyś wielkie dochody, ale teraz pracowały z deficytem i długi ich sięgały miliona. Nie były to już właściwie koleje. Było to olbrzymie koryto bez dna, w którym nurzały się i babrały świnie."
Ja jeszcze po książkę nie pokusiłam się sięgnąć. Póki co był film. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie jeszcze filmu nie widziałam, ale słyszałam same pochlebne opinie, więc chyba muszę go obejrzeć.
UsuńMoja mama uwielbia ekranizację "Przeminęło z wiatrem", więc nieraz i ja zerkałam na telewizor. Co prawda, nie pamiętam, czy kiedykolwiek obejrzałam ten film od początku do końca, ale na pewno kiedyś to zrobię, a do książek na pewno przysiądę się za jakiś czas. :)
OdpowiedzUsuńPewnie byłoby łatwiej gdyby film nie trwał czterech godzin... Dla mnie to spory problem. A powieść mimo wszystko polecam. Rett jest tego wart ;)
UsuńGłupie bajki,biali na poludniu byli nieskazitelni,a murzyni szczęsliwi że sa niewolnikami u tak wspaniałych ludzi.Nic o nieludzkim traktowanu czarnych,sprzedawanych na targach jak zwierzęta,bitych ,zabijanych,płodzeniu dzieci z murzynkami przez białych panów.Zdecydowanie wole "Korzenie".
OdpowiedzUsuń